Kawa o smaku Covid-19
Staję przed kuchenką. Patrzę się na cztery palniki. Zauważam, że jeden jest bardzo mały, jeden ogromny, a dwa pozostałe pośredniej, ale różnej wielkości. Położone są względem siebie symetrycznie. Na kremowej, blaszanej płycie leży metalowa czarna krata. Stoję tak oparty o blat kuchenny i patrzę się na to, jakbym nigdy wcześniej takiego urządzenia nie widział. Jakbym dostał zadanie: „Co to jest i do czego służy?”
Nagle w głowie ‚PYK’! Kawa! Chciałem sobie zrobić kawę! Zdaję sobie sprawę, że ten stan zawieszenia trwał jakiś czas, którego nie jest w stanie określić. Czy to była mikrosekunda, czy kilka, a może kilkadziesiąt sekund? Sięgam po pudełko z kawą. Otwieram. Widzę drobno zmielony, ciemno brązowy proszek. Sięgam do po łyżkę, nabieram zmieloną kawę i… nie mam co z nią zrobić. PYK! Potrzebuję imbryczka. Gdzie on jest? Wsypuję z powrotem kawę do pudełka. Idę do serwantki, przynoszę filiżankę ze spodkiem, sięgam do szuflady po łyżeczkę, biorę cukiernicę, wszystko ustawiając ładnie obok siebie na blacie kuchennym.
Idę do łazienki umyć zęby. Widzę w lustrze, że jestem nie ogolony. Sięgam po elektryczną maszynkę, włączam i zaczynam z przyjemnością masować się po twarzy, przy okazji likwidując jednodniowy zarost. Zadowolony z efektu, perfumuję się i idę do stołu.
Siadam, sięgam po papierosy i zapalam sobie jednego. Lubię rano zapalić sobie papierosa do kawy. Sięgam po filiżankę. PYK! Nie ma jej na stole. Dziwne. Przecież już ją sobie robiłem. Może zapomniałem jej przynieść? PYK! Pewnie została na kuchni. Idę i widzę na blacie czystą filiżankę do kawy, na spodku z łyżeczką, obok cukiernica i pudełko ze zmieloną kawą, w której tkwi łyżka. PYK!
Przypomniałem sobie, że nie umyłem zębów. PYK! Co mam zrobić? Dokończyć papierosa? Zgasić papierosa i zrobić kawę, aby póżniej sobie zapalić? Czy może pójść i wymyć zęby?
Tak wygląda moja codzienność po wyjściu z Covid-19. Wszystkie czynności, które wykonywałem rutynowo, podświadomie, niemalże automatycznie, miałem wyuczone albo były oczywiste i logiczne, zostały zaburzone. Najzwyklejsze zadania stały się pewnym wyzwaniem, które zostaje przerwane przez inne działanie, które spontanicznie, pod wpływem dowolnego bodźca, zaczynam wykonywać, nie kończąc wcześniejszego. Drzwi od balkonu powodują oczywistą reakcję, aby je otworzyć. Zanim do nich dojdę, to uzmysławiam sobie, że wcześniej chciałem do kogoś zadzwonić. Porzucam więc balkon, zwłaszcza, że tak naprawdę, wcale go nie chciałem otworzyć. Wracam po telefon, ale nie wiem gdzie go odłożyłem? Zanim znajdę telefon, który przeważnie odłożyłbym na swoje miejsce, coś może odwrócić moją uwagę od tej czynności, na zasadzie skojarzenia i sprowokować do innego działania. Nagle PYK!
Uzmysławiam sobie, że łażę po mieszkaniu próbując wykonać wiele różnych zadań, których w większości w ogóle nie chciałem, nie planowałem. Skołowany siadam na fotelu i zastanawiam się, co tak na prawdę chcę zrobić. Mętlik w głowie. Biorę kartkę papieru i spisuję wszystkie sprawy. Na dziś, na jutro, na ten tydzień. Mam już plan. Teraz muszę się go trzymać i krok po kroku realizować zadania. I cały czas uważać, aby nie zdekoncentrować się. Nie pomaga to jednak w pokonaniu wysiłku intelektualnego, który trzeba wkładać we wszystkie czynności, nawet te najbardziej odruchowe, proste zwykłe, Jak na przykład otwieranie drzwi.
Wczoraj wybrałem się do siostry. Zamówiłem sobie taksówkę i bardzo skoncentrowany przygotowałem sobie wszystkie rzeczy, które potrzebowałem zabrać. Ubrałem się. Teraz, klucze, maseczka, wyłączyć światła.. Staję przed nimi i je popycham, ale się nie otwierają, bo przecież trzeba najpierw nacisnąć klamkę, a dopiero potem je popchnąć, gdy zamek jest zwolniony. Zamknąć drzwi na klucz. Gdy dojechałem na miejsce okazało się, że nie mam ze sobą pieniędzy. Zapłaciłbym blikiem, albo telefonem, ale też go nie mam. Proszę, aby kierowca poczekał, za chwilę przyniosę pieniądze, tylko wejdę na górę i pożyczę od siostry. Wychodzę z samochodu zdenerwowany i odruchowo sięgam po papierosy. Też nie wziąłem! Nawet zapalniczki. PYK! Przypominam sobie, że wszystko to zostawiłem przygotowane do zabrania na stole u siebie w domu.